Zranienia i cierpienia

( Cierpienia zranienia, źródłem wyzwolenia )

     Serce człowieka jest delikatne i łatwo je zranić.
Kiedy jesteśmy otoczeni miłością i stanowimy centrum zainteresowania, kiedy ludzie szukają naszego towarzystwa, kiedy jesteśmy uważani za pięknych, dowcipnych i inteligentnych, wszystko jest dobrze.
Wydaje nam się, że żyjemy naprawdę. Ale kiedy nie przyciągamy już innych, kiedy zdaje nam się, że nikt się nami nie interesuje, kiedy mamy wrażenie, że jesteśmy niepotrzebni, odrzuceni i porzuceni nasze serce czuje się zranione. Uleciał gdzieś spokój, odeszła radość, została tylko pustka, ogromna pustka. Staramy się zapełnić ją muzyką, oglądaniem telewizji, rozmową, poświęcamy się różnym zajęciom. Nie potrafimy być sami, pogrążamy się w apatię, ogarnia nas przeraźliwy smutek.

Serce ludzkie łatwo można zranić. Kiedy człowiek kocha i czuje się kochanym wszystko jest łatwe, ale kiedy już nikt nie zwraca na nas uwagi jest nam ciężko. Rany zadawane naszemu sercu nie da się niestety uniknąć, są one zresztą nierozłącznie związane z naszą egzystencją. Każdemu grozi niebezpieczeństwo pomyłki w kontaktach z innymi ludźmi; niekiedy zbliżamy się do kogoś zbyt szybko, wzbudzamy czyjąś nadzieję, potem ogarnia nas lęk, wycofujemy się i zadajemy ból. Wykorzystuje się kogoś, by rzucić go potem dla innego człowieka. Osoby są traktowane jak rzeczy. Ale tak czy inaczej życie płynie, człowiek zmienia się, przychodzą choroby, niepowodzenia, kontakty ludzkie rozluźniają się. Ogarnia nas lęk i coraz większa pustka. Energia słabnie, siła żywota zaczyna nas opuszczać. Człowiek traci ochotę do wszystkiego. Nie jest to już stan przemijający, który można przezwyciężyć wzmożoną działalnością. Jest to zjawisko poważniejsze: nowa postać cierpienia, które ogarnia wszystko. Czujemy się niejako pogrążeni i uwięzieni w obszarze głębokiej ciemności, otoczeni grubym murem oddzielającym nas od innych ludzi. Mamy tu do czynienia z prawdziwą chorobą, z której nie możemy się leczyć samemu: melancholia ; depresja. Ranienie naszego "ja" to rzeczywistość, której nie da się uniknąć. Każdy przyjmuje cierpienia na swój sposób, zamyka je w sobie, gdyż najczęściej nie potrafi o nich mówić. Tak tworzy się nasza podświadomość, tak kształtuje się nasza osobowość.
Cóż więc mamy robić, kiedy opanowuje nas melancholia i czarne myśli? Pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, to porozmawiać z przyjacielem, z jakąś bliską a rozsądną osobą.
Dobrze jest najpierw stwierdzić u siebie lub u kogoś drugiego istnienie cierpienia, nie możność jego określenia i wyrażenia. W pewnym momencie zachodzi jednak potrzeba wyrażenia swego stanu przy pomocy słów. Takie słowne sformułowanie jest wyzwoleniem. Często nie mamy odwagi wyrazić tego, co przeżywamy:" przecież nikt nie może mnie zrozumieć"- myślimy. Trapi nas poczucie winy. Wyobrażamy sobie, że nikt nie będzie nas słuchać: "Któż może interesować się moim cierpieniem?". Wydaje się nam, że ludzie będą nas sądzić i potępiać. Wiele jest czynników, które sprawiają, że zamiast otworzyć się i mówić o swoich cierpieniach zamykamy się w sobie, dławimy w sobie nasze smutki i rozterki, stajemy się niejako więźniami naszego cierpienia.
Pierwszą rzeczą, jaką należy uczynić, to porozmawiać z kimś, kto może nas zrozumieć. Mówienie jest komunią, zjednoczeniem. Znajdą się na pewno wokół nas osoby godne zaufania, które nie będą nas sądzić, ani tragizować, które potrafią nas wysłuchać i dopomóc nam dzięki swej mądrości i dobroci.
My, ludzie tej ziemi, mężczyźni i kobiety jesteśmy cudownie skonstruowani. Istnieje w nas pokład bardzo głęboki i tajemniczy: to nasze serce stworzone do jednoczenia się i radości. Istnieje w nas również pokład bardziej zewnętrzny, złożony z uczuć i wyobraźni. Możemy wyobrazić sobie rzeczy, które nie istnieją. Możemy zamknąć się w naszych myślach, będących jedynie tworami naszego umysłu, naszej wyobraźni. Zdarza się, że zasłaniamy rzeczywistość naszego serca próżnymi majakami wyobraźni. Stajemy się więźniami melancholii, odrzucamy życie. A przecież pod warstwą smutku znajduje się głęboka warstwa naszej osobowości, w której jest życie. Osobowość ta jest niepowtarzalna i stanowi o naszej istocie. Posiada ona swoje własne przeznaczenie i powołana jest do tego, by wzrastać do pełni. Nie pozwól, by zawładnęło tobą uczucie smutku. Ufaj, że poza nim jesteś ty - z całą głębią swojej osobowości. Ponad chmurami świeci słońce.
Zamiast powtarzać sobie: "Do niczego się nie nadaje, nic nie potrafię, chcę zniknąć i umrzeć" będziesz powoli odkrywać w sobie inne słowa: " Jest we mnie uczucie smutku i śmierci, które nie wiadomo skąd pochodzi". Dojdziesz w ten sposób do odkrycia w sobie owych dwóch poziomów: tajemnego i ukrytego pokładu, źródła twego życia i drugiej warstwy, warstwy chorej, która przesyła twojej świadomości sygnały smutku, śmierci i buntu.
Jest jednak nadzieja, jest światło: życie silniejsze jest od śmierci, światło silniejsze jest od mroku, miłość silniejsza jest od nienawiści. Kiedy zdajemy sobie sprawę z istnienia w nas głębokiej warstwy życia i światła i odróżniamy ją od pokładu smutku i melancholii łączących się z poczuciem winy, posiadamy klucz do odrodzenia. Nie obejdzie się bez zmagań, czasem ciężkich, ale jeżeli wybierać będziemy życie, jeżeli odkrywać będziemy głęboki pokład naszej osobowości, ciemności będą ustępowały. Nie wolno dopuścić do tego, by zdominowało nas uczucie smutku śmierci, należy odrzucać negatywny obraz samego siebie, jaki nas prześladuje. Trzeba walczyć. Nie rób więc ponurej miny, nie ubieraj ciemnych szat. Trzeba wprost przeciwnie, ubierać się w jasne kolory, używać przyjemnych perfum, dbać o swoje ciało. Rób wszystko, co w twojej mocy, by zwalczyć mroczne potęgi. Walka zazwyczaj nie jest łatwa, ale trzeba ją podjąć, bo doprowadzi cię do życia i wolności. W walce tej pomocą ci będzie przyjaciel znający twoje problemy, wspierać cię też będzie czas odpoczynku. Istnieją drobne zajęcia, które przynoszą spokój i wyciszenie wewnętrzne: może to być przechadzka, słuchanie łagodnej muzyki, rozmowa z przyjacielem, zabawa z małym dzieckiem. Trzeba umieć korzystać z takich chwil, napełniać serce okruchami radości, pozwolić słońcu, by dotknęło nas swym ciepłym promieniem, nauczyć żyć szczęściem chwili.
Zaczniesz wtedy odkrywać powoli drogę spokoju i światła, zaczniesz odróżniać ją od ścieżki śmierci. Ale jeśli chcesz żyć w świetle spokoju musisz unikać niektórych rzeczy i niektórych osób, przyjaciół lub sąsiadów, którzy mogą zakłócić twój spokój: musisz umieć zrezygnować czasem z pewnych audycji telewizyjnych, z lektury niektórych czasopism.
Twój organizm i twoja psychika są rzeczywistością bardzo delikatną. Nie można z nimi postępować nieostrożnie. Trzeba się oszczędzać, przestrzegać chwili odpoczynku i modlitwy. Umieć żyć, to właśnie umieć znaleźć równowagę, potrafić dokonać wyboru, szukać tego, co pomaga żyć, a usuwać to, co zakłóca i mąci spokój naszej psychiki.
Wyzwolenie z melancholii, depresji może dokonać się tylko wtedy, kiedy damy wytchnienie ciału. Jeżeli nasze ciało i nasza psychika są napięte i zestresowane, uwolnienie z choroby nie może się dokonać. Trzeba nauczyć się rezygnować z pewnych zajęć, redukować swą nadaktywność. Trzeba nauczyć się przystanąć, by spojrzeć na innych i na świat, by móc przyjąć w siebie spokój. By zatrzymać się w kołowrocie zajęć ktoś musi nam pomóc. Może to być przyjaciel, który widząc twoje zmęczenie i znając stresy pomoże ci znaleźć sposób na prawdziwy odpoczynek.
Nadejdzie chwila, kiedy z mądrym przyjacielem, księdzem lub psychologiem trzeba będzie stanąć twarzą w twarz z potęgami ciemności. Nie będziesz już teraz przed nimi uciekać, ale postarasz się sam zrozumieć, skąd pochodzą i dlaczego mogą ci zagrozić. O wiele lepiej ujrzeć rzeczywistość taką, jaka jest, aniżeli dawać się opanowywać niewyraźnym i niesprecyzowanym uczuciom i majakom wyobraźni wywołującym strach. Aby zejść w krainę ciemności trzeba mieć u boku dobrego i mądrego towarzysza. Bez niego nie będziemy mogli spojrzeć w otchłań mroków, nie będziemy zdolni ich rozpoznać i stawić im czoła, gdy objawią się, czy to w rozmowie, czy poprzez skojarzenia myśli, sny lub obrazy. Głęboko ukryty świat mroków będzie mógł dosięgnąć naszej świadomości przez jedną z tych dróg. Dzięki naszemu rozsądkowi i wrażliwości serca, ale przede wszystkim dzięki pomocy z zewnątrz, będziemy zdolni rzucić snop światła w głąb mroków naszego "ja". W otchłań ciemności należy patrzeć ze spokojem i ufnością, nawiązując z nimi niejako dialog. Nie można stale uciekać przed potworami, które gnieżdżą się w naszej jaźni, gdyż będą one rosnąć i przybierać niewspółmiernie duże rozmiary. Kiedy natomiast spojrzymy na nie bez strachu, by stawić im czoła, wtedy zaczną maleć, przybiorą normalne kształty, zaczną się cofać. Nie dajmy się ogarnąć, nie pozwólmy opanować się strachowi.
Analizując ze spokojem u boku współczującego przyjaciela wydarzenia z naszego życia - lat dziecięcych, pełne rozdarć i konfliktów, których pamięć tkwi głęboko i boleśnie w naszej psychice, odkryjemy, że to nie my - nie tylko my - ponosimy winę za wiele spraw. Byliśmy oczywiście wplątani w różne wydarzenia, za które ponosimy być może część odpowiedzialności. Teraz będziemy mogli spojrzeć na owe sprawy należytym obiektywizmem, umieścić je w prawdziwej perspektywie, demistyfikować je i uwolnić się w ten sposób spod ich władzy. Odkryjemy w ten sposób głębokie pokłady naszej psychiki, zauważymy błędy popełnione przez naszych rodziców i inne bliskie nam osoby. Zrozumiemy także, że jeżeli nasi rodzice postępowali z nami w niewłaściwy sposób, czasem nawet okrutnie i bez miłości, to działo się tak dlatego, że sami byli kiedyś zranieni przez swoich rodziców, że stanowią część łańcucha pokoleń. Zaczynamy ich rozumieć, przebaczamy im. W ten sposób akceptujemy przeszłość, która przestaje mieć nad nami władzę. Zaczynamy rozumieć, że sami nie jesteśmy doskonali i że nigdy takimi nie będziemy. Nie chodzi o to, by się potępiać, ale by przyjąć naszą niedoskonałość i rozpocząć z bliźnimi dialog w duchu pokory, prosić o przebaczenie. Im więcej odkryjemy w sobie światła, tym bardziej znajdujemy odwagę, by zaakceptować wszystko, by uznać swoje błędy, przyjąć odpowiedzialność i kroczyć spokojnie ku przyszłości, bo prawda czyni nas wolnymi.
Otwierając się w ten sposób na prawdę i światło zaczynamy odkrywać głęboką tajemnicę naszego "ja" i znaczenie zdania "należysz do wszechświata". Jeżeli we wszystkim szukać będziemy światła i miłości, wspólnoty i zrozumienia nie będziemy się potępiać, staniemy się wolnymi istotami i depresja nie będzie już miała nad nami władzy. Znajdziemy w świecie swoje własne miejsce. W głębi uciszonego serca usłyszymy może Jego słowa: "Jesteś jedyny w moich oczach, ja ciebie miłuję". Wprowadzi nas do zjednoczenia z Sobą, to jest do modlitwy, a zjednoczenie to będzie dla nas przebaczeniem i życiem.
Oczywiście nie rozwiązuje to wszystkich naszych problemów. Pozostają rany zadane nam wcześniej. Rany te pomagają nam żyć w pokorze i prawdzie, to przez nie Bóg się nam objawia i nam się daje. Są więc nasze rany wezwaniem do życia we wspólnocie z Bogiem i ludźmi.

W momencie kiedy uświadamiamy sobie nasze cierpienia, jesteśmy w stanie rozpoznać zło, odkryć jego źródło i dojść do wyzwolenia.






Lidia Szmyt